Verius Verius
188
BLOG

Spokój sumienia Europy

Verius Verius Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Według doniesień medialnych, we Francji ograniczono możliwość emitowania wśród reklam spotu prezentującego pozytywny przekaz na temat życia dzieci z zespołem Downa i ich rodziców. Dyskusja na ten temat trwała od 2014 roku (a więc zdania były podzielone). Choć w dzisiejszych czasach trudno mówić o tym, że zakaz publikacji w mediach podawanych (z oczywistych względów chodzi głównie o telewizję), może doprowadzić dany materiał do całkowitego wykluczenia z obiegu informacji, to zdarzenie to nie powinno jednak zostać zbagatelizowane. Podjęcie takiej decyzji w sposób oficjalny wskazuje bowiem na tendencję, która w dalszej kolejności może ulec pogłębieniu. Dlaczego szczęśliwe dziecko z zespołem Downa okazało się być tak szkodliwym przekazem, że aż należy dyskutować nad tym, czy wolno je pokazywać? Według oficjalnego tłumaczenia, spot „prawdopodobnie narusza spokój sumienia kobiet, które legalnie dokonały innych osobistych wyborów". Wbrew pozorom, nie jest to tłumaczenie absurdalne, ani infantylne. Z podobnych przyczyn, od lat środowiska dążące do legalizacji aborcji na życzenie i zwiększanie i ułatwianie dostępu do niej, zapożyczają terminy medyczne w publicystyce dotyczącej tej tematyki. Wszak, mówienie o grupie komórek, zarodku, zygocie, tkance itp. itd., pozwala na rozmywanie przekonania, że niezależnie od etapu rozwoju, mamy do czynienia z życiem ludzkim. Z tego samego powodu, nie należy pokazywać społeczeństwu dzieci chorych, ale jednak szczęśliwych. Wątpliwości, wyrzuty sumienia, żal rodziców, którzy zdecydowali się na aborcję, jest ogromną przeszkodą, może nawet najważniejszą, w budowaniu społecznego przekonania o słuszności prawa do aborcji na życzenie. Dzieci z zespołem Downa stały się nieświadomie wielkim problemem także w polskiej dyskusji o aborcji, kiedy do opinii publicznej przebiły się mocniej statystyki dotyczące legalnej aborcji w Polsce. Są problemem, bo w Polsce, np. w dyskusji dookoła nieszczęsnego projektu Ordo Iuris, zwolennicy Czarnego Protestu byli epatowani i sami epatowali argumentem o ciężkich uszkodzeniach płodu i poważnych deformacjach, a dzieci z zespołem Downa znajdują się poza tym schematem. Są niepełnosprawne, ale nie przeżywają stałego cierpienia, i mogą być szczęśliwe, a nawet samodzielne. Nikt jednak ze zwolenników Czarnego Protestu, ani innych organizacji i akcji lewicowych, nie odważy się mówić pod nazwiskiem o zasadności aborcji dzieci z zespołem Downa.

Przychodzi mi do głowy niepokojąca myśl - czy ten spot wywołuje po prostu u odbiorców taki sam dyskomfort, jak u mnie udostępniane przez znajomą wegetariankę i miłośniczkę zwierząt spoty dotyczące ich cierpienia? Jem mięso i nie zastanawiam się nad tym, dopóki ktoś po raz kolejny nie zasieje wątpliwości...? Czy wegetarianom i obrońcom praw zwierząt mieściłoby się w głowie, że ktoś mógłby chcieć zakazać im takiej formy działania, ponieważ narusza ona czyjś spokój sumienia?

Wartość bezwarunkowej miłości do osoby najbliższej - dziecka, rodziców, małżonka, rodzeństwa, dziadków, wydawała się od zawsze podstawową kategorią, która nadawała nam człowieczeństwo. Podkreślanie aspektu miłości, która może wiązać się z koniecznością poświęcenia własnych planów i oczekiwań, jest ważnym elementem wzmacniającym społeczeństwo i jego funkcjonowanie. Coraz silniejsze przyzwolenie na warunkowanie miłości ("będę Cię kochał jeśli: a. będziesz zdrowy, b. pojawisz się w momencie w którym będę chciał, c. będą uważał, że mam wystarczająco dużo pieniędzy, d. będziesz chłopcem/dziewczynką ..." itp, itd.), wytwarza mechanizm, który w początkowej fazie wydaje się niegroźny, a finalnie może prowadzić społeczeństwo do katastrofy, zwłaszcza gdy zacznie być masowy i przenosić się na inne relacje społeczne i rodzinne (co się stanie, gdy naprawdę rodzice będą mogli wybierać, jakie konkretne cechy ma posiadać ich dziecko? Co się stanie, jeśli dziecko zachoruje ciężko tuż po porodzie?). Początkowo wszystko wydaje się niegroźne, bo zaczynamy od argumentów postrzeganych jako obiektywnie trudne do podważenia - ciężka choroba dziecka, bardzo młody wiek matki, przestępstwo (pomijam argument zagrożenia życia matki, gdyż tutaj nie ma kontrowersji, iż występuje priorytet jej życia, chyba, że ona sama uzna inaczej). Pytanie tylko, czy wiemy, gdzie się zatrzymać? Doświadczenie społeczeństw zachodnich, które w tych procesach w porównaniu do Polski zaszły już bardzo daleko, pokazuje, że niestety, ludzie nie wiedzą, gdzie powinni się zatrzymać. Finalnym efektem jest powszechne przekonanie o możliwości aborcji na życzenie. Ugniatanie i modelowanie sumień, wprowadzanie kolejnych etapów, kolejnych wyjątków, usprawiedliwiane, rozmywanie pojęć, wreszcie porównanie do społeczeństw, gdzie nieograniczony dostęp do aborcji ma świadczyć o najwyższym poziomie rozwoju pod względem praw kobiet. To prowadzi z kolei do tego, że ciąże są usuwane z coraz bardziej błahych przyczyn - nie ta płeć, nie ten czas, ułomność. Bo czy np. brak ręki u dziecka powinien być wskazaniem do aborcji z powodu ciężkiego uszkodzenia płodu? Dla tych, którzy pierwotnie agitowali za możliwością usuwania ciąży w przypadku cięższych uszkodzeń, jeszcze wtedy wydawało się to pewnie zbyt daleko idące. Kto ma ustalać tę granicę życia i śmierci? Doświadczenie zachodu pokazuje, że granica może się przesuwać tylko w jednym kierunku - coraz większej "liberalizacji", tzn. zwiększania puli ludzi, których może spotkać śmierć, o kolejne grupy.

Tak dzieje się wszędzie w kontekście dyskusji na temat aborcji, a co z innymi sytuacjami, gdzie testowana jest bezwarunkowa miłość? Opieka nad zniedołężniałymi rodzicami - czy to nie na zachodzie uznaje się najbardziej powszechnie, że ich miejsce jest w domach opieki? Młodzi ludzie przecież nie mają obowiązku poświęcać swojego czasu na opiekę nad rodzicami, którzy stali się obciążeniem. Podobnie dzieje się w przypadku osób ciężko chorych, unieruchomionych, które potrzebują stałej opieki. Kiedy po raz pierwszy dyskutowano o eutanazji, również zaczynano od argumentów, które wydaję się uzasadnione. Ciężkie choroby bez możliwości wyleczenia, a wywołujące ogromne cierpienie, długotrwała śpiączka, paraliż. Tymczasem w Belgii i Holandii zdarzają się już eutanazje młodych, zdrowych fizycznie osób, chorujących na depresję, dopuszczono także eutanazję dzieci. "Zabiegów" jest statystycznie coraz więcej, i coraz mniejszy odsetek stanowią te wykonywane z powodów, od których zaczynano dyskusję. Znów nie wiemy, gdzie się zatrzymać?

Dziwny jest powstający w ten sposób konflikt dwóch wartości - "prawa do szczęścia" i właśnie bezwarunkowej miłości, która często wiąże się z koniecznością poświęcenia. Dziwny jest ten konflikt, bo czy rodzic chorego dziecka, z założenia nie może być szczęśliwy? Każdy z nas zna przypadek biednej, może wielodzietnej rodziny z niepełnosprawnym dzieckiem czy rodzicem, w której ludzie są szczęśliwi, i rodziny mniejszej, bogatej, zdrowej, gdzie szczęścia brak. Dziwny jest ten konflikt szczególnie dlatego, że zwycięstwo wartości indywidualnego prawa do szczęścia, rozumianego jako nie-bycia-obciążonym innym ludźmi, jest dla społeczeństwa zabójcze. A mówimy o państwach, gdzie opieka społeczna jest na najwyższym poziomie i nie działają tam skądinąd mające wiele słuszności argumenty pojawiające się w Polsce (brak pomocy ze strony państwa).

Komu i dlaczego wartość bezwarunkowej miłości przeszkadza? 

Verius
O mnie Verius

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości